Portfolio Category: Sezon 2010

Majówka – Czeska Szwajcaria

[gallery link="file" ids="4492,4491,4490,4489,4488,4487,4486,4485,4484,4483,4482,4481,4480,4479,4478,4477,4476,4475,4474,4473,4472,4471,4470,4469,4468,4467,4466,4465,4464,4463,4462,4461,4460,4459,4458,4457,4456,4455"]...
więcej

Jeseniki

Nareszcie doczekaliśmy się słońca! Przez cały maj padały deszcze i żadnej majowej niedzieli nie udało się nam wykorzystać na wyjazd z rowerem. Słoneczna pogoda i ciepło, którego tak długo oczekiwaliśmy, nastały dopiero z początkiem czerwca i dlatego tak bardzo zachęciły nas żeby tą niedzielę spędzić w górach. Ta pierwsza wycieczka, zaraz po majowym weekendzie w Czeskiej Szwajcarii zaspokoiła nasze pragnienie jazdy na rowerze.

Wyruszyliśmy z parkingu spod CUPRUM na pl. Jana Pawła II. Frekwencja była tym razem niewielka a nasza grupa liczyła tylko pięć osób. Naszym celem były Jeseniki, piękne góry w Czechach rozciągające się tuż przy granicy polsko-czeskiej. Od strony polskiej Jeseniki sąsiadują z Górami Bialskimi i Opawskimi i najczęściej jeździmy tam przez Głuchołazy, ponieważ z Wrocławia jest to chyba najwygodniejsza droga. Najsłynniejsze szczyty w Jesenikach to z pewnością Pradziad, Serak i Keprnik a celem naszej wycieczki był ten drugi szczyt. Serak liczy sobie 1336 m n.p.m. i sąsiaduje z Keprnikiem.

Przejechaliśmy miejscowość Jesenik i zaparkowaliśmy nasze samochody gdzieś między Adolfovicami a Domasovem. Stamtąd Serak był w zasięgu ręki i pięknie prezentował swój masyw. Wraz z całym pasmem górskim tworzył niezwykły krajobraz a jednocześnie wzbudzał w nas respekt. Wiedzieliśmy doskonale jaki mamy przed sobą podjazd do pokonania żeby dostać się na szczyt. Na masyw Seraka prowadziła wąska asfaltowa droga a dookoła rozciągały się łąki i piękne widoki na Jeseniki. Ruszyliśmy wszyscy zdecydowanym tempem. Tylko ja zatrzymywałem się na drodze przez łąkę i filmowałem uczestników wycieczki oraz górskie krajobrazy. Po paru kilometrach wjechaliśmy w las. Asfaltowa dróżka, na początku raczej płaska zaczęła wznosić się ku szczytowi Seraka. To była mocna rozgrzewka na początek wycieczki. Gdy asfalt się skończył, nasza droga przeszła w szutrówkę. Już na samym początku czekał nas bardzo stromy odcinek. Musieliśmy zredukować biegi na najlżejsze (tzw. ?młynek?) i stojąc na pedałach walczyliśmy ile sił. Słońce tego dnia dość mocno przygrzewało co jeszcze bardziej utrudniało nam podjazd. Podjazd na Serak jest dość długi, w większości po szutrze i ma kilka ciężkich odcinków o sporym nachyleniu. Trzeba mieć dobrą kondycję i silną psychikę, żeby wjechać na sam szczyt bez odpoczynku, szczególnie gdy luźne kamienie utrudniają utrzymanie równowagi.

Wjeżdżaliśmy w sporych odstępach, każdy na swoje możliwości. W końcu dotarliśmy do schroniska pod Serakiem. Dłuższy odpoczynek przy zimnej kofoli był bardzo wskazany. Kofola to dobrze znany w Czechach napój, podobny do naszej CocaColi. Ze schroniska rozciągał się przepiękny widok na miejscowość Jesenik. Warto było zatrzymać się na chwilę i zachwycić tym krajobrazem. Zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć, ujęć kamerą i pojechaliśmy dalej.

Teraz przed nami tylko jazda w dół. Zdecydowaliśmy, że zjedziemy do miejscowości Ramzowa, która leży przy polskiej granicy w pobliżu Gór Bialskich. Mieliśmy do wyboru bardzo trudną technicznie drogę pieszym szlakiem po dużych kamieniach albo stok narciarski. Oba te warianty były nam dobrze znane już wcześniej dlatego wybraliśmy łatwiejszy - zjazd stokiem wzdłuż wyciągu. To było również spore wyzwanie. Zjazd był długi i miejscami dość stromy więc nasze palce mocno ściskały klamki hamulcowe. Nogi ugięte w kolanach a ciało wysunięte za siodełko, przez cały czas starały się utrzymać równowagę na rowerze. Hamulce, u większości z nas tarczowe, bardzo mocno się grzały a amortyzatory ułatwiał jazdę po nierównościach.

Zjechaliśmy bez większych problemów. Tylko Piotrkowi przytrafiła się przygoda z przebitą dętką w tylnym kole.

W Ramzowej przyszedł czas na solidny posiłek. Zatrzymaliśmy się w przytulnej restauracji i każdy zamówił sobie pyszny zestaw obiadowy. Między innymi możemy polecić naleśniki ze szpinakiem, mięsem i zestawem surówek. Po tak urozmaiconym obiedzie mogliśmy jechać w drogę powrotną.

Do naszych samochodów wróciliśmy wokół masywu Seraka, głównie pieszymi szlakami gdzie często musieliśmy zejść z rowerów. Po przebyciu wąskich, technicznych ale też przyjemnych ścieżek wyjechaliśmy na drogę asfaltową. Tam Piotrkowi przytrafiła się jeszcze jedna wymiana dętki. Okazało się, że tylna opona miała pęknięcie i dętka przecierała się o podłoże przez małą szczelinę. Jadąc dalej wzdłuż wąskiej asfaltowej drogi, opuściliśmy masyw Seraka i wyjechaliśmy na szosę w Adolfovicach. Stamtąd już tylko ostatnie metry kręcenia korbami i mogliśmy zakończyć nasz wysiłek przy samochodach.

Bardzo polecamy trasę, którą wspólnie przejechaliśmy tamtego dnia. Każdy kto lubi górskie krajobrazy i jazdę po drogach szutrowych, znajdzie w niej swoje upodobanie. Nie będzie jednak lekko. Spory wysiłek odczujemy podczas podjazdu na Serak ale przecież zawsze można zrobić sobie postój i rozejrzeć się dookoła by podziwiać krajobrazy. Życzymy powodzenia i dużo satysfakcji!

Tekst: Krzysztof Reczek
Zdjęcia: Piotr Czerwiński i Krzysztof Reczek

więcej

Dolina Baryczy: Żmigród – Milicz

Dolina Baryczy to kraina leżąca na północ od Wrocławia, rozciągająca się od Żmigrodu po Ostrów Wielkopolski. To prawdziwy raj dla miłośników przyrody i historii, dla ludzi chcących odpocząć od codzienności życia w mieście i nabrać energii na łonie natury. Ten należący do najpiękniejszych w Polsce rezerwat przyrody kryje w sobie bogactwo lasów, mozaikę stawów hodowlanych, łąk i niezliczoną ilość dzikich zwierząt. To także miejsce, w którym zachowało się wiele pięknych zabytków architektury. Kościoły wzniesione z muru pruskiego, stare wiejskie chaty i ruiny pałaców to tylko niektóre z nich. Dolina Baryczy to również bardzo dobre miejsce dla miłośników wycieczek rowerowych i dlatego tak chętnie i często się tam wybieramy.

Ten dzień był idealny by zabrać się w pociąg i wraz z mapą zrealizować nieodkryte jeszcze przez nas trasy, które można przebyć tam na rowerze. Pojechaliśmy we dwójkę, ja i mój kolega Marek, z którym znamy się jeszcze z czasów szkoły średniej. Pogoda tego dnia bardzo zachęcała do jazdy. Piękne bezchmurne niebo i słońce, które dość mocno przygrzewało. Dojechaliśmy pociągiem do Żmigrodu i stamtąd chcieliśmy kierować się do Milicza. Kto zatrzyma się w Żmigrodzie, powinien koniecznie zobaczyć ruiny pałacu Hatzfeldów i basztę stojącą obok. Elewacja frotowa tego pałacu została wyremontowana kilka lat temu i ukazuje ją nasza fotografia w galerii. Obok ruin znajduje się też zabytek przyrody, stary dąb liczący sobie 390 lat. Zatrzymaliśmy się oczywiście na dłuższą chwilę i by sfotografować tamte zabytki.

Opuściliśmy Żmigród i na początku naszej wycieczki przemieszczaliśmy się wzdłuż rzeki Baryczy a następnie przez łąki i bagna aż dotarliśmy do pierwszego stawu w miejscowości Jamnik. Jadąc obok podmokłych łąk trochę dokuczały nam komary ale widok na odległe wiejskie gospodarstwa i rozciągające się pola był szczególny. Staw hodowlany w Jamniku był pełen dzikiego ptactwa i mogliśmy zobaczyć między innymi piękne białe łabędzie. Dalej pojechaliśmy przez lasy. To była długa i dość uciążliwa droga ponieważ piach nie pozwolił nam jechać i spory kawałek trzeba było przejść prowadząc rowery. Wreszcie wyjechaliśmy z lasu na szosę i jadąc nią jeszcze kawałek znaleźliśmy się w Sułowie.

Sułów to bardzo ładna i znana w Dolinie Baryczy miejscowość, w której znajduje się mały ryneczek i kościół wzniesiony z muru pruskiego na planie ośmioboku. Oprócz tego możemy tam zobaczyć stary barokowy spichlerz o podobnej konstrukcji muru jak kościół. Mijając Sułów skierowaliśmy się ponownie w las i pojechaliśmy zobaczyć zameczek myśliwski, Wieżę Odyniec wzniesiony na Wzgórzu Joanna niedaleko Milicza. Po drodze można było zobaczyć ambony myśliwskie, które są bardzo liczne na całym terenie Doliny Baryczy. Zatrzymaliśmy się przy jednej z nich i postanowiliśmy wejść na górę by poczuć się jak na polowaniu. Z ambony mieliśmy piękny widok na pobliskie lasy i łąkę. Niestety nie udało nam się wypatrzeć żadnej zwierzyny. Dotarliśmy wreszcie na Wzgórze Joanna i na miejscu ukazała nam się ta niezwykła budowla, Wieża Odyniec. Zameczek został wybudowany w 1850 r. a na jego wieżę można wejść za zgodą Nadleśnictwa Milicz. Obiekt ten służył kiedyś myśliwym, którzy po udanych łowach gromadzili się w nim i organizowali ucztę.

Do Milicza pojechaliśmy nieco okrężną drogą, przez Krośnice. Jadąc szosą minęliśmy maszt, na szczycie którego unosił się płomień. Nie wiedzieliśmy co się wydobywa w tym miejscu i zaskoczyło nas to, że Dolina Baryczy kryje w swoich bogactwach przyrody również złoża ropy naftowej. Choć są one bardzo niewielkie, to właśnie koło Krośnic powstał odwiert wydobywczy. Minęliśmy Krośnice i jadąc przez pola rzepaku i lasy dotarliśmy do Milicza. To był nasz cel wycieczki więc teraz zasłużyliśmy sobie na odpoczynek i porządny posiłek. Bardzo chcieliśmy spróbować milickiego karpia w formie wędzonej ale niestety nigdzie w Miliczu nie znaleźliśmy smażalni ryb. Zatrzymaliśmy się więc w pizzeri i tam zaspokoiliśmy nasz głód.

Z Milicza czekał nas już tylko powrót do Żmigrodu na pociąg ale zanim wyjechaliśmy z miasta, naszym oczom ukazał się piękny zabytkowy kościół św. Andrzeja Boboli wzniesiony z muru pruskiego. Przed sobą mieliśmy jeszcze ponad 30 km jazdy po szosie. Mijając raz jeszcze Sułów, zatrzymaliśmy się na chwilkę odpoczynku w rynku. Bardzo ciekawym obiektem w Sułowie jest barokowy kościół wzniesiony z muru pruskiego na palnie ośmioboku, którego przedstawia zdjęcie naszej galerii. Przy rynku znajduje się także spichlerz z XVIII w. a tuż za nim pierwszy na Dolnym Śląsku barokowy pałac. Dookoła rośnie park, również zabytkowy natomiast w samym rynku znajduje się dom, w którym w 1831 r. zatrzymał się Juliusz Słowacki.

Z Sułowa pojechaliśmy w dalszą drogę przez Rudę Sułowską i Niezgodę prosto do Żmigrodu. W tym miejscu mijaliśmy kolejne stawy, także milickie, a te najmniejsze z nich były pięknie porośnięte wodną roślinnością. Udało nam się dostrzec kilka czapli i bocianów, które stały w wodzie wśród gęstej roślinności i czekały na swoją zdobycz. Takie widoki pozwalają na chwilkę zapomnieć się i w pełni poczuć dziką przyrodę z dala od zgiełku miasta. W okolicach Rudy Sułowskiej , Radziądza i Rudy Żmigrodzkiej znajdują się blisko siebie aż trzy kompleksy stawów hodowlanych. Przypadkowo minęliśmy smażalnie ryb przejeżdżając przez Rudę Sułowską. Żałowaliśmy, że dopiero teraz, po posiłku w Miliczu gdy do pociągu pozostało nie wiele czasu, nadarzyła się okazja na rybkę. Jednak teraz już wiemy gdzie będziemy mogli się zatrzymać gdy ponownie przyjedziemy do Doliny Baryczy.

W Niezgodzie zjechaliśmy z szosy i dalej już leśną drogą terenową. Tam mijaliśmy bagna ukryte w lesie, które porośnięte gęstą rzęsą robiły niesamowite wrażenie. Szczególne były pięknie ukształtowane korzenie drzew wyrastających z tych bagien.

Wreszcie dojechaliśmy na dworzec PKP do Żmigrodu. Zmęczeni, zakurzeni po przeprawie piaszczystymi drogami i pokąsani przez komary mieliśmy tego dnia dosyć przygód w Dolinie Baryczy. Jednak pełni wrażeń z obcowania z tą piękną przyrodą na pewno szybko wrócimy w tamte rejony by nacieszyć się jazdą na rowerze.

Tekst: Krzysztof Reczek
Zdjęcia: Krzysztof Reczek i Marek Wasicionek

więcej

Góry Bardzkie

To był chyba najbardziej upalny dzień jaki wybraliśmy sobie tego roku na wycieczkę. Jednak tym razem znalazło się wyjątkowo dużo uczestników. W większości były to nowe osoby ale i też takie, które nie jeździły z nami od wielu lat. Szczególnie należy tutaj pogratulować paniom, które tak licznie nas reprezentowały mimo męczącego upału i wymagającej technicznie trasy.

Naszym miejscem spotkania był parking pod CUPRUM na pl. Jana Pawła II, z którego wyruszyliśmy samochodami do Barda. Bardo to piękna miejscowość w Górach Bardzkich, które słynie z zabytkowej Bazyliki Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny wybudowanej w latach 1686- 1704. Innym zabytkiem jest kamienny most z XV w. nad rzeką Nysą Kłodzką oraz Kaplica Górska na szczycie góry Kalwaria, z której rozciąga się piękny widok na całe Bardo i pobliskie góry.

Zatrzymaliśmy się na parkingu w pobliżu kamiennego mostu i stamtąd ruszyliśmy niebieskim szlakiem. Naszym celem była Przełęcz Srebrna znajdująca się między pasmem Gór Bardzkich i Gór Sowich w pobliżu miasta Srebrna Góra. Najciekawszą trasą z Barda do przełęczy jest właśnie niebieski szlak, który prowadzi cały czas przez Góry Bardzkie. Głównie przez las i najczęściej wąskimi oraz technicznymi ścieżkami. Mieliśmy do pokonania sporo ciekawych podjazdów i zjazdów gdzie trzeba było zachować ostrożność. Na pewno nie można było się nudzić. Miejscami nie obyło się bez wnoszenia rowerów. Szczególnie trudnym podejściem było miejsce gdy szlakiem niebieskim wspinaliśmy się na zabytkowy wiadukt nieczynnej wąskotorówki. Po pokonaniu stromizny, na górze czekał na nas skalny wąwóz. Jadąc wzdłuż niego po chwili znaleźliśmy się na wiadukcie. Jest to zabytek bardzo znany w Srebrnej Górze i chyba najbardziej ceniony zaraz po Fortach Srebrnogórskich. Wiadukt wznosi się na wysokość 27 m, został wybudowany z cegły a jego przęsła stanowią konstrukcję łukową. Jest sporą atrakcją ze względu na zjazdy po linie i skoki na bungee.

Dojechaliśmy wreszcie do celu. Na Przełęczy Srebrnej zatrzymaliśmy się na mały posiłek ale najbardziej pragnęliśmy orzeźwić się zimnymi płynami, których zapas w bidonach skończył się już wszystkim. Siedząc przy pobliskim barze podczas jedzenia ustaliliśmy z mapą drogę powrotną.Część osób, głównie dziewczyny zdecydowały, że do Barda wrócą szosą przez Srebrną Górę i Brzeźnicę. Reszta obrała trasę ponownie niebieskim szlakiem przez góry.

Nie żałowaliśmy jednak podjęcia takiej decyzji. Jadąc zaraz z Przełęczy Srebrnej, przejechaliśmy dwa zabytkowe wiadukty. Dalej mijając Żdanów, wjechaliśmy szosą na Przełęcz Wilczą skąd stroma ścieżka w lesie zaprowadziła nas na górę Wilczek. Mieliśmy po drodze punkt widokowy. W miejscu tym las się przerzedził a naszym oczom ukazał się piękny widok na Forty Srebrnogórskie i pobliskie góry. Dalej zjechaliśmy już szutrem a zbliżając się do Barda, Piotrek i ja jednocześnie przebiliśmy dętki.

Na parkingu w Bardzie było już kilka osób, którym udało się wrócić wcześniej od nas szosą. Wszyscy chłodzili się już przy stolikach pod parasolami popijając zimne napoje. Wycieczka była krótka ale biorąc pod uwagę żar lejący się z nieba, na więcej jazdy nie mieliśmy już ochoty. Spakowaliśmy rowery do samochodów i wróciliśmy do Wrocławia.

Gorąco polecamy masyw Gór Bardzkich. Techniczne leśne ścieżki pełne krótkich podjazdów i zjazdów nie pozwalają się nudzić. Piękne zabytki w okolicach Srebrnej Góry na pewno pozwolą zaczerpnąć trochę historii a rozciągające się widoki uspokoją i dadzą energii na kolejne dni. Każdy znajdzie tam coś dla siebie.

Tekst: Krzysztof Reczek
Zdjęcia: Piotr Czerwiński
Klatki z filmu: Krzysztof Reczek

więcej