Nareszcie doczekaliśmy się słońca! Przez cały maj padały deszcze i żadnej majowej niedzieli nie udało się nam wykorzystać na wyjazd z rowerem. Słoneczna pogoda i ciepło, którego tak długo oczekiwaliśmy, nastały dopiero z początkiem czerwca i dlatego tak bardzo zachęciły nas żeby tą niedzielę spędzić w górach. Ta pierwsza wycieczka, zaraz po majowym weekendzie w Czeskiej Szwajcarii zaspokoiła nasze pragnienie jazdy na rowerze.
Wyruszyliśmy z parkingu spod CUPRUM na pl. Jana Pawła II. Frekwencja była tym razem niewielka a nasza grupa liczyła tylko pięć osób. Naszym celem były Jeseniki, piękne góry w Czechach rozciągające się tuż przy granicy polsko-czeskiej. Od strony polskiej Jeseniki sąsiadują z Górami Bialskimi i Opawskimi i najczęściej jeździmy tam przez Głuchołazy, ponieważ z Wrocławia jest to chyba najwygodniejsza droga. Najsłynniejsze szczyty w Jesenikach to z pewnością Pradziad, Serak i Keprnik a celem naszej wycieczki był ten drugi szczyt. Serak liczy sobie 1336 m n.p.m. i sąsiaduje z Keprnikiem.
Przejechaliśmy miejscowość Jesenik i zaparkowaliśmy nasze samochody gdzieś między Adolfovicami a Domasovem. Stamtąd Serak był w zasięgu ręki i pięknie prezentował swój masyw. Wraz z całym pasmem górskim tworzył niezwykły krajobraz a jednocześnie wzbudzał w nas respekt. Wiedzieliśmy doskonale jaki mamy przed sobą podjazd do pokonania żeby dostać się na szczyt. Na masyw Seraka prowadziła wąska asfaltowa droga a dookoła rozciągały się łąki i piękne widoki na Jeseniki. Ruszyliśmy wszyscy zdecydowanym tempem. Tylko ja zatrzymywałem się na drodze przez łąkę i filmowałem uczestników wycieczki oraz górskie krajobrazy. Po paru kilometrach wjechaliśmy w las. Asfaltowa dróżka, na początku raczej płaska zaczęła wznosić się ku szczytowi Seraka. To była mocna rozgrzewka na początek wycieczki. Gdy asfalt się skończył, nasza droga przeszła w szutrówkę. Już na samym początku czekał nas bardzo stromy odcinek. Musieliśmy zredukować biegi na najlżejsze (tzw. ?młynek?) i stojąc na pedałach walczyliśmy ile sił. Słońce tego dnia dość mocno przygrzewało co jeszcze bardziej utrudniało nam podjazd. Podjazd na Serak jest dość długi, w większości po szutrze i ma kilka ciężkich odcinków o sporym nachyleniu. Trzeba mieć dobrą kondycję i silną psychikę, żeby wjechać na sam szczyt bez odpoczynku, szczególnie gdy luźne kamienie utrudniają utrzymanie równowagi.
Wjeżdżaliśmy w sporych odstępach, każdy na swoje możliwości. W końcu dotarliśmy do schroniska pod Serakiem. Dłuższy odpoczynek przy zimnej kofoli był bardzo wskazany. Kofola to dobrze znany w Czechach napój, podobny do naszej CocaColi. Ze schroniska rozciągał się przepiękny widok na miejscowość Jesenik. Warto było zatrzymać się na chwilę i zachwycić tym krajobrazem. Zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć, ujęć kamerą i pojechaliśmy dalej.
Teraz przed nami tylko jazda w dół. Zdecydowaliśmy, że zjedziemy do miejscowości Ramzowa, która leży przy polskiej granicy w pobliżu Gór Bialskich. Mieliśmy do wyboru bardzo trudną technicznie drogę pieszym szlakiem po dużych kamieniach albo stok narciarski. Oba te warianty były nam dobrze znane już wcześniej dlatego wybraliśmy łatwiejszy - zjazd stokiem wzdłuż wyciągu. To było również spore wyzwanie. Zjazd był długi i miejscami dość stromy więc nasze palce mocno ściskały klamki hamulcowe. Nogi ugięte w kolanach a ciało wysunięte za siodełko, przez cały czas starały się utrzymać równowagę na rowerze. Hamulce, u większości z nas tarczowe, bardzo mocno się grzały a amortyzatory ułatwiał jazdę po nierównościach.
Zjechaliśmy bez większych problemów. Tylko Piotrkowi przytrafiła się przygoda z przebitą dętką w tylnym kole.
W Ramzowej przyszedł czas na solidny posiłek. Zatrzymaliśmy się w przytulnej restauracji i każdy zamówił sobie pyszny zestaw obiadowy. Między innymi możemy polecić naleśniki ze szpinakiem, mięsem i zestawem surówek. Po tak urozmaiconym obiedzie mogliśmy jechać w drogę powrotną.
Do naszych samochodów wróciliśmy wokół masywu Seraka, głównie pieszymi szlakami gdzie często musieliśmy zejść z rowerów. Po przebyciu wąskich, technicznych ale też przyjemnych ścieżek wyjechaliśmy na drogę asfaltową. Tam Piotrkowi przytrafiła się jeszcze jedna wymiana dętki. Okazało się, że tylna opona miała pęknięcie i dętka przecierała się o podłoże przez małą szczelinę. Jadąc dalej wzdłuż wąskiej asfaltowej drogi, opuściliśmy masyw Seraka i wyjechaliśmy na szosę w Adolfovicach. Stamtąd już tylko ostatnie metry kręcenia korbami i mogliśmy zakończyć nasz wysiłek przy samochodach.
Bardzo polecamy trasę, którą wspólnie przejechaliśmy tamtego dnia. Każdy kto lubi górskie krajobrazy i jazdę po drogach szutrowych, znajdzie w niej swoje upodobanie. Nie będzie jednak lekko. Spory wysiłek odczujemy podczas podjazdu na Serak ale przecież zawsze można zrobić sobie postój i rozejrzeć się dookoła by podziwiać krajobrazy. Życzymy powodzenia i dużo satysfakcji!
Tekst: Krzysztof Reczek
Zdjęcia: Piotr Czerwiński i Krzysztof Reczek