Bike Maraton Świeradów Zdrój 21015 Finał

Więcej dobrze, trochę źle
Ostatni wyścig Bike Maratonu 2015, rozegrany jak zwykle w Świeradowie-Zdroju, był dla mnie, jak i poprzednie w tym miejscu, świetny. To zasługa trasy, która znów była taka, jak ? z racji wieku i stopnia wytrenowania ? lubię: urozmaicona, ale nie za trudna, z długimi, ale łagodnymi (co nie znaczy, że łatwymi) podjazdami i zjazdami, nie było za to odcinków, które robiły ze mnie piechura. I to właściwie tyle, bo nie przydarzyło mi się nic dramatycznego, nikt nie zrobił mi kuku ani ja nikomu nie zrobiłem. Również dlatego lubię to miejsce.
Dobre wrażenie z wyścigu prysło u mnie jak bańka mydlana podczas imprezy z okazji zakończenia cyklu. Nazwałbym to wydarzenie kichą, a nie imprezą czy tym bardziej ? jak chciał organizator ? galą. Zaczęło się od 15-minutowego spóźnienia, za które nikt nie raczył przeprosić. Potem było do bólu monotonne wywoływanie na scenę kolejnych grup i grupek do wręczenia nagród i konsekwentne proszenie ludzi o oklaski, dopraszanie się ich. Wiele w tym było z produkcji taśmowej: monotonia, monotonia i jeszcze raz monotonia. Maja Włoszczowska, która wręczyła części zawodników laury, była jak łyżka miodu w beczce dziegciu. Publiki było o jakieś 2/3 mniej niż rok czy 2 lata temu. Powód? Nie było losowania nagród. W sumie ta ?uroczystość? raczej przygnębiała niż była podniosła czy rozrywkowa. Przyczyna? Moim zdaniem Bike Maraton staje się dla Grabka imprezą drugo- czy wręcz trzeciorzędną. Gość rozwija skrzydła (zawody szosowe, biegi, w 2016 r. impreza z kalendarza UCI) i to powoduje, że Bike Maraton jest dla niego coraz mniej ważny, co skutkuje np. tym, że nie ma serca/ochoty/czasu na szukanie sponsorów. Najjaśniejszymi akcentami było dekorowanie naszych i? kulinarny wyczyn Pawła Iwanka. Sądząc po minach tych, którzy próbowali jego wypieku, pełna profeska. Biiiiis!!! ? krzyczy ludność.
Teraz o sezonie 2015. Zapamiętam z niego (kolejność dowolna):
1. To, że po raz pierwszy w życiu wystartowałem w biegach na 10 km. Zaliczyłem ich dwa: w marcu (czas: 1 h 19 s) i pod koniec września (58,01 min).
2. To, że dwa razy stanąłem na podium: w uphillu na Szrenicę byłem trzeci, na Śnieżkę wjechałem jako czwarty.
3. To, jak Kapitanica złamała moją delikatną osobowość, słownie (na szczęście tylko słownie) zmuszając mnie do pokonania ostatnich kilkudziesięciu metrów uphillu na Śnieżkę.
4. To, jak przez cały dystans mega w Szklarskiej Porębie czekałem na przypływ sił, a te gdzieś się zawieruszyły i zostawiły mnie samego z moim słabym tego dnia jak amerykańskie piwo organizmem. Męczarnia była nieziemska!
5. To, jaki był upał na szczycie Śnieżki.
6. To, jaką katorgą był podczas małych zawodów w Strzelinie 35-stopniowy upał (40 km z małym hakiem prawie mnie zabiło, a ja, głupi, chciałem wybrać dłuższą wersję dystansu; Wójciaki i Majewski świadkami).
7. To, jak fajny był weekend w Świeradowie (litościwie usunąłem z pamięci imprezę zakończeniową): zawody, pensjonat, sobotnia impra i niedzielna wyprawa na pstrąga.
8. To, że uświadomiłem sobie, iż muszę się przyzwyczajać, że ostatnie miejsca w grupie wiekowej mogą stać się regułą, a nie wyjątkiem.
Żeby nie frustrować się jakością Bike Maratonu w sezonie 2016 i następnych, a ściślej mówiąc otoczki organizacyjno-logistycznej, postanawiam nie spodziewać się po Grabku niczego dobrego. W ten sposób nie będę zawiedziony, jeśli będzie kicha, a będę się cieszył, gdy jednak Grabkowi ludzie się postarają. Czego i Wam wszystkim życzę.
Karol

Nasza Klasyfikacja generalna.


Więcej dobrze, trochę źle Ostatni wyścig Bike Maratonu 2015, rozegrany jak zwykle w Świeradowie-Zdroju, był dla mnie, jak i poprzednie w tym miejscu, świetny. To zasługa trasy, która znów była taka, jak ? z racji wieku i stopnia wytrenowania ? lubię: urozmaicona, ale nie za trudna, z długimi, ale łagodnymi (co nie znaczy, że łatwymi) podjazdami i zjazdami, nie było Continue Reading