Relacja Dawida z Uphill Race Śnieżka Niedziela 26.06.2016r. Dzień, który w kalendarzu był oznaczony jako UPHILL RACE ŚNIEŻKA. Dzień w którym 351 zawodników będzie mierzyć się ze Śnieżką i z samym sobą. Pobudka o 6 z minutami. Pakowanie i o 7: 30 już w trasie. Kierunek Karpacz. W drodze pogoda zmienna, słońce, deszcz, wiatr. W radiu mówią, że w Karpaczu Continue Reading
Relacja Dawida z Uphill Race Śnieżka
Niedziela 26.06.2016r. Dzień, który w kalendarzu był oznaczony jako UPHILL RACE ŚNIEŻKA. Dzień w którym 351 zawodników będzie mierzyć się ze Śnieżką i z samym sobą.
Pobudka o 6 z minutami. Pakowanie i o 7: 30 już w trasie. Kierunek Karpacz. W drodze pogoda zmienna, słońce, deszcz, wiatr. W radiu mówią, że w Karpaczu 14 stopni i deszczyk na Śnieżce 8 i przelotny deszcz oraz pochmurno. I zaczęło się w mojej głowie gotować. Co ubrać na siebie a co dać do plecaka, zęby organizator wiózł na wysokość Domu Śląskiego. Po 9 dotarłem na miejsce. Spieszę się po odbiór numeru startowego. Spiker mówi, że do 9:30 czekają na depozyt a o 10:00 start. Po tych informacjach musiałem zwiększyć swoje obroty. Do samochodu, szykowanie roweru, pakowanie rzeczy do plecaka, oddanie w depozyt i wreszcie rozgrzewka. O 9:45 ustawiłem się na starcie i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie zjadłem śniadania (oj błąd). No nic jakoś to będzie.
10:00 start. Do rozjazdu pod Wanga idzie dobrze, jadę równo z Dorotą (do czasu). Od kościółka już tylko kostka i kosta (można powiedzieć takie małe Roubaix tylko w wydaniu HARD). Na 5km zdaję sobie sprawę, że jestem za grubo ubrany, rozpinam kamizelkę, ściągam rękawki, chowam okulary do kieszonki, które mi parują (niestety nie trafiłem do kieszonki i gdzieś tam na szlaku zostały moje bryle). Organizm zaczyna się buntować (brak śniadania) nie ma paliwa, jednak nie poddaję się. Wmawiam sobie że pod Domem Śląskim jest płasko, odpocznę a później już tylko „lekki podjazd” i meta. Coraz bliżej mety, jadę na oparach szukam w organizmie rezerw sił. W oddali słyszę głos P. Kapitan. Zaciskam zęby i jadę i jadę i ostatni zakręt w lewo i meta. Zmęczony ale zadowolony ze zdobycia Królowej Karkonoszy. Zadowolony, że moja głowa i ciało nie poddało się, nie zbuntowało, że znalazłem jeszcze tą rezerwę która pozwoliła mi na wjechanie na tą Górę na tą Śnieżkę.
Podsumowanie:
Czas: 1:24:28 open 146
NIGDY WIĘCEJ NA GŁODNEGO NIE POJADĘ !!!!!
https://youtu.be/_ISAVis5-vc